poniedziałek, grudnia 28, 2009

zagadka


Dziesięć bałwanków

Stało w jednym lesie,
Ni mniej, ni więcej
Tylko właśnie dziesięć.

Jeden się drapał
Do dziupli na drzewie
I tak się zdrapał,
Że zostało dziewięć.

Dziewięć bałwanków
Stało na polanie
Dokładnie dziewięć,
Bałwan przy bałwanie.

Lecz jeden poczuł,
Że go kręci w nosie.
Jak zaczął kichać,
To zostało 8

Osiem bałwanów
Stało w dalszym ciągu,
Lecz jeden bał się
Mrozu i przeciągów.

Więc włożył kożuch
I okrył się pledem,
Jak go odkryli,
To już było 7

Z siedmiu bałwanków
Jeden zaraz orzekł,
Że się poślizgać
Warto na jeziorze.

Lecz ledwie zdążył
Na jezioro wleźć,
Wpadł w taki poślizg,
Że zostało 6

Tych sześć bałwanków
Stałoby do teraz,
Lecz jeden bałwan
Zaczął się rozbierać.

Chciał się ochłodzić,
Miał na kąpiel chęć –
Jak się rozebrał,
To zostało 5

Z pięciu bałwanków
Jeden zaraz ubył,
Bo go ciekawość
Przywiodła do zguby.

Nie wiedział, po co
Są kaloryfery,
Jak się dowiedział,
To zostały 4

Cztery bałwany
Stały w dwuszeregu,
Lecz jeden zaczął
Tupać na kolegów.

Tupał i tupał,
Bo był strasznie zły,
I tak się stupał,
Że zostały 3

Te trzy bałwanki
Długo nie postały,
Bo jeden bałwan
Znał śmieszne kawały.

Z własnych dowcipów
Śmiał się:
Cha! Cha! Cha!
I pękł ze śmiechu,
I zostały 2

A jak została
Tych bałwanów dwójka,
To się zaczęła
Między nimi bójka...

Dziesięć bałwanków
Było na polanie.
Ile zostało?
Oto jest pytanie!

wtorek, grudnia 08, 2009

Rozstania i powroty;-)

Phoebe Philo is coming back to the industry and yes – this is something to celebrate but actually there is something even more worth celebrating concerning the case. Let’s start from the beginning. There were times when Phoebe Philo was the designer for Chloe and it was good (you can look here for instance if you want to recall how good it was – fresh and sophisticated girlish look with very clean and clear statements). But then she decided to take a break (and the bad times came to the house but this is completely different story). Now she’s back after saying yes to the invitation from Celine and she is so capable of succeeding again but at so much higher level this time facing all the great expectations. And that’s the right reason for celebration, because what she’s already done for Celine gives us the certainty that her coming back was needed.

About the collections (Resort 2010 and Ready-to-wear for spring 2010).









First of all I admire the way she respects the house trying to establish new path for it. I think this is quite big challenge for someone like her (self-confident and being aware of her strength) to work that way (she tells something more about it here). Secondly there are surly less girlish looks - both collections are full of grown-up designs for grown-up people and that’s the new thing for her too. At the same time there are still great deal of similarities to what we remember as the Pheobe’s achievements during the Chloe period. Purity and clearness give the tone to the collections. In the latest collection we have mainly only four colours, in previous one there are some more but they all were used very rationally.
Additionally it seems to be very important for understanding Phoebe’s policy for the future how she plays with men’s wardrobe creating women’s clothes. She’s quite close in this field to her friend Stella McCartney I think and in both cases it really works.
Finally it has to be said that both collections for Celine (especially the latest one for spring 2010) are extremely wearable and it’s really great. Not only because of the economically tough days (actually I think that this is some kind of profit from this whole crisis that we’ve got lately so many reasonable (means wearable) collections) but simply because there is (and always was) really strong need by side of the customers to have real clothes (which can be worn daily) designed by top designers. And that’s why Phoebe Philo is hitting the nail right on the head. And we want more those hits. So crack on Phoebe.

For the dessert:


It’s hard to imagine that someone could wear this outfit better than Tilda – even the model hired to present it is so far away behind Tilda.

I was inspired by the article about Mrs Phoebe Philo from Spanish Vogue – gift from a friend staying in Porto. Cheers Efcia;-)

środa, listopada 18, 2009

Ugg boots czyli buty Emu


My answer for these boots has always been 'NO' so far. Why? For some obvious reasons:
1) they deform legs in so many ugly ways,
2) they are extremely odd with no respect for the rules how the decent boot is supposed to look like,
3) they used to be so insanely popular, even common - people were wearing them with everything without any reflection,
4) they usually comes with boring colours
and I could go on.
All these cons among the pros and cons concerning the boots outshine few pros left. However there are some pros indeed:
1) these boots seem to be very comfy and easy to wear
2) they are probably extremely warm and at the same time very light
3) they look quite originally and definitely make the fashion statement
But let's refresh our minds.
Wearing these boots could be quite challenging and mainly because of that it could be also quite rewarding. It's so easy to say them 'NO'. But as I said here before (not once) the real fashion (which pushes things forward) is basically keeping taking a risk constantly. So for the first time in my life I actually encourage to try to wear them because something unexpected might happen.
Make them look acceptable or maybe even more then just acceptable and if you succeed it will be a real achievement.

IMPORTANT ADVICE: when you are going to wear Ugg boots, wear at least the best possible ones which are properly made - look here.

niedziela, listopada 15, 2009

generally about patterns

We've already got to know that you can't go wrong mixing the colours which according to The Good Book are not the perfect match (read here). Now we're about to start thinking that you can't go wrong combining such patterns as well. Who is responsible for this crusade against The Good Book? Taking a look at two last Dries Van Noten's collections will give you the answer.
What is important concerning "the patterns case", there is still room for going wrong anyway so maybe throwing The Good Book away is not so wise thing to do. Like always in such cases it's all about the feeling. And the strength of Van Noten's collection comes exactly from there. You look at the mixes (in which the quality of every single pattern is exquisite by the way) and think: hey, it works, it really works, despite all expectations. But this is Van Noten - one of the best patterns' producers and combiners nowadays (as I said before).
Anyway, I think that for those (including me) who cannot afford these clothes and can only admire them at the photos and maybe in some videos, this collection provides a kind of encourage to try to change something in our styles by mixing different patterns and not being so worried about going wrong - I think it's always worth risking, because the final effect might happen to be breathtaking - just like in these pictures:













And MIND the shoe again:



Photos come from style.com where you can find much more about the collection.

czwartek, października 29, 2009

antony + miuccia + tilda

Odkryte dopiero dzisiaj (zanim klikniesz wyłącz ipoda;-)

Za najbardziej bezkompromisowe wykorzystanie koronki w poprzednim sezonie jesienno/zimowym Miuccia zebrała wiele słów uznania. Koronka nigdy wcześniej nie funkcjonowała tak dobrze i na tak dużą skalę. Dla mnie ta kolekcja była manifestacją wielkiej pewności siebie i siły. A jeśli tak, to osobą stworzoną do noszenia tych ubrań jest nie kto inny jak Tilda Swinton.




Kolekcję można obejrzeć sobie jak zwykle tutaj.

niedziela, października 04, 2009

Tilda Swinton New Generation









Na zamieszczonych zdjęciach Ellie Jackson - wokalistka synthpopowego zespołu z Wielkiej Brytanii, którego videoklip zdominował mój weekend.

piątek, września 11, 2009

bananna heels + bananna pencakes




Buciany tryptyk niech zakończy Prada. Sukces butów z kolekcji jesienno-zimowej z 2007 roku tkwi zdecydowanie w bananowym obcasie, ale ciekawe jest również to, w jaki sposób ten obcas osadzony został w podeszwie buta, tworząc z tyłu bardzo wyraźny łuk, co z kolei w dość specyficzny sposób eksponuje anatomię kobiecej nogi. Oczywiście nie bez znaczenia (jak zawsze u Prady) jest wykończenie buta - w tym przypadku podkolanówkami z wyciętą stopą - bez tego gadżetu te buty dużo tracą. O całej kolekcji przypomnieć można sobie tutaj.
A ponieważ Prady nigdy dość, to na deser do tego posta dodam jeszcze rarytas z ostatniej kolekcji - przecudnej urody gumiak na bajecznie wysokim obcasie w pięknym kolorze i znów bezbłędnie wykończony - "uprzężą" i grubą, luźną skarpetą. Do tej kolekcji wracał będę z pewnością jeszcze nie raz.

środa, września 02, 2009

take a chance you stupid hoe



Każda gwiazda czy gwiazdeczka prędzej czy później zaczyna marzyć o posiadaniu własnej linii ciuchów. Technicznie nie jest to żaden problem, ale w praktyce bardzo często nic z tego nie wychodzi. A Gwen Stefani akurat wyszło - wykorzystała okazję i stworzyła całkiem nieźle funkcjonującą markę L.A.M.B.
Prezentowane tu buty tej marki są kwintesencją późnego, dojrzałego stylu Gwen - klasyczna elegancja przełamana lekko ekstrawaganckim wykończeniem, które jest piękne w każdym swoim detalu. Te buty będą pasowały właściwie do wszystkich grzecznych, "casualowych" stylizacji, zwłaszcza tych pozbawionych koloru. Gorąco polecam;-)

niedziela, sierpnia 30, 2009

Bo jak to się stało że jeszcze nie było tu buta Marni

O butach Marni, podobnie jak o butach Balenciagi, można by stworzyć osobnego bloga. Są to zazwyczaj buty bardzo charakterystyczne - nie do pomylenia z żadnymi innymi: dość masywne, na platformach, z klockowym obcasem i z przeróżnymi kanciastościami (wpisz w zakładce grafika w googlach frazę "marni shoes" żeby przekonać się jak prawdziwa jest to prawda;-). Dlatego coś takiego jak na zamieszczonym poniżej zdjęciu jest czymś raczej wyjątkowym, jeśli chodzi o tę markę. Chociaż nie do końca. Też mamy tutaj platformę, ale tylko pod samą stopą i też mamy masywność, ale uzyskaną w nieco inny niż zwykle sposób. Obcas pochodzi z klasycznej szpilki, za to połączony jest z butem przy pomocy zgrubienia będącego jednocześnie przedłużeniem obcasa. To zgrubienie plus platforma odpowiadają za wrażenie masywności. Bardzo ciekawie pomyślane jest też wyeksponowanie samej platformy przechodzącej w element spajający górną część buta (również ściągniętą z eleganckiej białej szpilki) z przedłużonym obcasem poprzez zastosowany kolorystyczny kontrast. But ten może okazać się bardzo wygodny - platforma pod stopą niweluje wysokość obcasa i nadaje całej konstrukcji dużą stabilność. Przyznaję, że znalezienie dla tego buta odpowiedniego towarzystwa może okazać się prawdziwym wyzwaniem, ale czym byłaby moda bez takich właśnie wyzwań.

czwartek, sierpnia 27, 2009

Serena, I take you the way you are

Tenis ziemny jest dla mnie wyjątkową dyscypliną sportu, sprawiającą porównywalną przyjemność z uprawiania i oglądania.
O uprawianiu powiem tylko tyle, że satysfakcja z trafienia w piłkę właściwą częścią główki rakiety (to się czuje i słyszy) z odpowiednią siłą, ustawieniem nóg i skrętem tłowia nadającym piłce pożądaną trajektorię lotu, jest nieporównywalna z żadnym innym znanym mi doznaniem:-P

Teraz trochę więcej o oglądaniu. Jak już oglądać tenis, to tylko w wykonaniu pań - panowie są zbyt perfekcyjni technicznie i przez to nudni, panie natomiast są cudownie nieprzewidywalne a ich gra jest wolniejsza, dzięki czemu można się nią nacieszyć, plus grają z większym wdziękiem (zazwyczaj - sic!).
Siostry Williams lubiłem oglądać od początku ich kariery, bo były po prostu inne niż cała reszta - stworzyły zupełnie nową jakość w kobiecym tenisie, jakość, która ewidentnie wpłynęła na pozytywną ewolucję tej dyscypliny sportu. Poza tym budziły sporo kontrowersji - samą grą (początkowo głównie siłową), ale też zachowaniem (na korcie i poza nim). To jak grają dzisiaj, zachwyca nawet najbardziej zagorzałych ówczesnych krytyków. A grają bardzo agresywnie, prezentując wiele ryzykownych zagrań, które jeśli wychodzą, to zapierają dech w piersiach i nie pozostawiają wątpliwości, kto dominuje na korcie.
Zawsze jakoś bardziej kibicowałem młodszej Serenie, która była dla mnie postacią prezentującą się na korcie w sposób ekstremalnie oryginalny (i to zarówno jeśli chodzi o styl gry jak i wygląd, o czym niżej), a poza tym była tą młodszą, która początkowo dostawała regularne "baty" od starszej i bardziej doświadczonej Venus - w związku z czym potrzebowała wsparcia;-) W końcu się udało - zaczęła wygrywać z siostrą i ze wszystkimi innymi. Wspólnie z Venus zdominowały na pewien czas kobiece rozgrywki - nikt nie był w stanie z nimi wygrać. Dziś siostry nadal okupują czołowe miejsca rankingów i nie myślą o sportowej emeryturze (na którą z pewnością już dawno je stać), przy czym młodsza Serena ma na swoim koncie nieco więcej sukcesów niż starsza Venus.
Obydwie siostry sporo eksperymentują z tenisowym strojem. Szczególnie widoczne jest to w przypadku właśnie Sereny, której masywna budowa ciała wydawałoby się narzuca pewne ograniczenia jeśli chodzi o dobór garderoby. Serena nic sobie jednak z tego nie robi. Potrafi wystąpić zarówno w obcisłym sportowym kombinezonie jak i w powiewającej na wietrze spódniczce. W zestawie zazwyczaj jest sporych rozmiarów biżuteria, często naprawdę genialna, tak jak te cudowne kolczyki na zamieszczonych poniżej zdjęciach. I choć zwykle wszystko jest tu przesadzone, przerysowane, przestylizowany, to jest w tym jakaś metoda i pomysł na własny wizerunek, i ja to w pełni akceptuję.
Serena, crush them! ;-)






Zdjęcia pochodzą z finału Australian Open 2007, kiedy to wracająca na korty po kontuzji Serena dosłownie zniszczyła Marię Sharapovą.

niedziela, sierpnia 09, 2009

Brakujące teksty

Już jakiś czas temu zostałem zaproszony do wzięcia udziału w bardzo ciekawym projekcie. Na potrzeby tego projektu powstały dwa teksty dotyczące dwóch stylizacji pani Kingi Rusin. Ponieważ projekt ostatecznie "nie wypalił" (bardzo szkoda), pozwolę sobie zamieścić te dwa teksty tutaj. Niech ujrzą wreszcie światło dzienne. Oto one wraz z ilustrującymi je zdjęciami.




Sukienka - błyszcząca czekoladowym odcieniem brązu, o fasonie rodem z korporacyjnej imprezy gwiazdkowej, w talii na siłę "ozdobiona" szerokim paskiem, opinająca, wręcz krępująca sylwetkę, zupełnie niepotrzebnie dająca wrażenie braku doskonałości figury, przy tym uszyta poprawnie i chyba z dość dobrego jakościowo materiału - nie jest tu głównym winowajcą, ponoszącym odpowiedzialność za fatalny całościowy efekt. Jest nim to coś zawieszone na szyi. Przypadkowe zestawianie elementów stroju nie mści się tylko na osobach o szczególnej intuicji i wyczuciu, a do takich pani Kinga Rusin moim zdaniem nie należy. Nie jest to bynajmniej jakiś zarzut. Niewielu jest bowiem ludzi, którzy taką intuicją i wyczuciem dysponują - z tym trzeba się zwyczajnie urodzić. Cała reszta ludzkości musi sobie radzić bez tego wyjątkowego daru i jest to oczywiście jak najbardziej możliwe. Należy po prostu takiej przypadkowości unikać, łącząc świadomie i z rozmysłem. Gdy się o tym zapomina, to kończy się to tak, jak na załączonym obrazku. Ten naszyjnik jest z całkowicie innej "bajki" niż sukienka i tak jak zazwyczaj nie mam nic przeciwko łączeniu różnych "bajek", tak w tym przypadku mówię zdecydowanie NIE. Dlaczego? Bo wybór takiej sukienki, która funkcjonuje tylko w ściśle określonej konwencji (i to chyba jej największa wada), narzuca stylizacji surowe reguły, których nieprzestrzeganie powoduje bolesny zgrzyt. I mamy tu taki zgrzyt. Na domiar złego "bajka", z której pochodzi naszyjnik jest wyjątkowo słaba - pod znakiem zapytania stawiam nie tylko samą koncepcje tego naszyjnika, ale także jakość jego wykonania. Nie będąc fanem tej sukienki jestem zdania, że rezygnacja z wszelkich dodatków (w tym kolczyków, które są z jeszcze innej bajki - mamy zatem trzy bajki na raz) pozwoliłaby uzyskać nieporównywanie lepszy efekt.




Tę rewelacyjną sukienkę projektu Diane fon Furstenberg można było bardzo łatwo "wykończyć" niewłaściwie dobranymi dodatkami. Wystarczyłyby duże, geometryczne kolczyki, jakiś fikuśny naszyjnik, ewentualnie "bransoletki" (dodatki bardzo lubiane przez panią Rusin) i byłoby "po japkach". Ale ktoś "mądry" czuwał nad tą stylizacją, dzięki czemu jest naprawdę nieźle.
W oryginale sukienka ta nie ma paska, za to jest bardzo ciekawie marszczona w talii, co sprawia że pomysł zainstalowania w tym miejscu paska wydaje się dość ryzykowny. W tym przypadku jest to jednak rozwiązanie przemyślane i przez to dające bardzo ciekawy efekt. Kolor paska jest kolorom bardzo nieoczywistym dla tego zestawu i tym większe brawa należą się styliście. Do tego subtelne kolczyki (które ja osobiście bym sobie darował) niepsujące całego bardzo pozytywnego wrażenia i wreszcie idealnie z całością współgrająca fryzura.
Podsumowując pięknie podany przez sukienkę temat, którego nie zafałszowały bardzo sensownie (a w przypadku paska nawet błyskotliwie) dobrane dodatki. I o to właśnie chodzi.

sobota, sierpnia 01, 2009

Werdykt

Serial Sex and the city posiada status kultowego i nie ma co z tym faktem dyskutować. Nie zamierzam się również zastanawiać dlaczego tak się stało, bo zajęły się tym z pewnością jakieś "mądrzejsze głowy". Mój stosunek do tego serialu jest raczej pozytywny. Uważam że jest całkiem dowcipny (mnie osobiście śmieszy bardzo) i to chyba wystarcza, żeby uznać go za dobry a nawet bardzo dobry. Poza tym główna bohaterka - Carrie - prowadzi życie, o którym marzy wielu (w tym trochę także ja;-) - nie wstaje z łóżka przed 11 rano, pisuje do gazety, wynajmuje mieszkanie na Manhattanie, "stroi się" i "bywa na mieście". Choć kilkakrotnie ma w serialu problemy finansowe, to jakoś nigdy nie odbija się to na zawartości jej szafy, w której mieszkają prawdziwe skarby, w tym wiele z budzącymi szacunek metkami. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że Carrie "filozuje" (to taki neologizm mojego brata - czytaj: filozofuje w pretensjonalny i zazwyczaj prostacki sposób). Na łamach redagowanej raz w tygodniu kolumny w gazecie, próbuje odpowiadać na nurtujące ją pytania dotyczące świata, życia, mężczyzn etc. i generalnie jest to dość żałosna działalność - pozwalająca jej jednak prowadzić życie, jakie prowadzi i o jakim marzy wielu. Po latach dochodzę do wniosku, że mimo wszystko to jej "filozowanie" też miało swój urok. Ale do rzeczy.
Bez wątpienia bohaterami tego serialu, grającymi w nim na równi z czterema aktorkami (czasem może nawet lepiej) są ciuchy. Tak było od samego początku i z sezonu na sezon było coraz lepiej. Ewolucja jest widoczna szczególnie w przypadku garderoby trzech przyjaciółek Carrie, ale sama Carrie też rozkwitła w ciągu tych sześciu sezonów. Stylistom udało się stworzyć cztery różne, spójne stylowo typy dobrze ubranych kobiet. Godna podziwu jest zwłaszcza konsekwencja w stylizowaniu aktorek, ale też duża pomysłowość. Pierwsze skrzypce grała w tej kwestii zawsze Carrie, której styl, w odróżnieniu o stylu jej przyjaciółek, najtrudniej sklasyfikować - zresztą zazwyczaj mówi się po prostu o "stylu Carrie". Carrie najbardziej kombinowała, a co za tym idzie najbardziej ryzykowała. Nieprzewidywalność jej stroju zaliczyłbym również do głównych atutów serialu. Najczęściej to właśnie jej pojawienie się na ekranie powodowało u mnie reakcję "łoł" a czasem nawet "łoł, łoł". Ale do sedna.
Będąc w posiadaniu wszystkich odcinków tego serialu i po obejrzeniu każdego z nich przynajmniej dwukrotnie, jestem gotów wskazać moim zdaniem najlepszą stylizację, jaka została stworzona na jego potrzeby. Jest to oczywiście stylizacja Carrie, która wywołała u mnie reakcję "łoł, łoł, łoł". Najpierw kilka snapshotów, a później jeszcze krótki komentarz.







Mamy tu wszystko - cudowną kombinację segmentów kolorystycznych, którą tworzą przepiękne, nasycone barwy, ciekawą mieszaninę tkanin, która różnicuje cały strój ze względu na fakturę i błyszczenie poszczególnych elementów, bardzo dobre proporcje - współgrające długości spódnicy i płaszcza, wykończenie całości genialnymi butami, torebką i kolczykami, do których została ograniczona biżuteria z racji ogromnej dekoracyjności samego płaszcza. Wyrafinowany rodzaj skomplikowania użytym tu prostym fasonom nadają barwy - zabieg niezwykle błyskotliwy i zdecydowanie wart rozpropagowania. Barwy pełnią tu również rolę ozdobnika - jedynym niekolorystycznym ozdobnikiem jest aplikacja na torebce widoczna na ostatnim zdjęciu. Ryzykowność tej stylizacji polega na tym, że składa się ona właściwie z samych bardzo wyrazistych elementów. Uzyskany efekt jakby temu zaprzeczał - Carrie wygląda bardzo swobodnie, wręcz nonszalancko. Strój okazuje się idealny na spacer po parku w ciągu dnia, choć każdy z jego elementów wydaje się bardziej odpowiedni na wieczorne wyjście. Całość zapiera dech w piersiach. Podsumowując: "łoł, łoł, łoł".

Snapshoty pochodzą z odcinka 13 serii 6.

poniedziałek, czerwca 29, 2009

True Colours

Now, as true colours mixing lover (mind true colours and true lover) I'd like to point at Mr Dries Van Noten who does mix the most sophisticated colours in the most sophisticated way. You don't have to look for the proof any further than in the latest fall collection.
















 


























The power of colour is truly overwhelming in this collection. Thanks to the beautiful simplicity of all pieces the colours are able to speak their own, pure language. And it's great because doesn't happen so often nowadays.
What the Dries Van Noten's colours try to say? Mainly that there is so much place left for the different combinations. There is no rules really, because you can obtain the most astonishing effect using colours which according to the "good book" go with each other under no circumstances. And I love that way of thinking in making fashion.
Secondly true colour is for me that one which needs quite large space to be alive - to show the level of its intensity and inner complication and sometimes to show its structure even (because some colours do have a structure). And this collection is full of that kind of colours, and I love that too.
At last Dries Van Noten is in my opinion one of the best pattern's producer and combiner in the fashion industry. The way of producing and combining patterns in this collection is probably the most adorable I've ever seen. Take a look and MIND THE SHOE, MIND THE SHOE;-)







 











Photos come from style.com, where you can find much more about this collection including the video report from the fashion show.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...