piątek, kwietnia 02, 2010

woman like a man = man like a woman?

O ile kobiety mają już od jakiegoś czasu swobodny dostęp do męskiej szafy (status quo jest tu na tyle stabilny, że status quo ante wydaje się prehistorią, choć to przecież kwestia zaledwie ubiegłego wieku, kiedy kobiety zaczęły masowo zakładać spodnie), o tyle mężczyźni wciąż traktują szafy kobiet jak całkowicie autonomiczne terytoria. Terytoria, których podbijać nie chcą, bo… i tu pojawia się długa lista społeczno-kulturowych uwarunkowań. Opierając się na nich (często nieświadomie), "prawdziwi" mężczyźni gotowi są bronić swej "prawdziwej" męskości (rozumianej czysto stereotypowo) z podziwu godną, a jednocześnie nieco żałosną w swej bezzasadności zaciekłością.
Tymczasem współczesna moda (głucha całkowicie na roszczenia „prawdziwych” mężczyzn) już od pewnego czasu dowolnie miesza zawartość obydwu szaf. Po stronie mody damskiej nie ma w tym oczywiście absolutnie nic kontrowersyjnego. Wręcz przeciwnie. Nawet najbardziej zagorzali zwolennicy rozróżnienia na damskie i męskie akceptują zapożyczenia z męskiej szafy. Sama Stella McCartney od zawsze powtarza, że kobieta w niczym nie wygląda tak dobrze jak w koszuli swojego chłopaka. I coś w tym jest. Wiele rzeczy kobiety zaadaptowały na swoje potrzeby na tyle skutecznie, że mówienie o ich pochodzeniu z męskiej szafy zaczyna nie mieć sensu. To kazus między innymi spodni właśnie. Po stronie mody męskiej natomiast sprawa wygląda zgoła inaczej. Technicznie niby wszystko działa podobnie - proces zapożyczania trwa (choć wielu mężczyzn zwyczajnie wypiera ten fakt), ale przyjmowany jest z wrogością, zyskując często piętno kontrowersyjności. Proces jest tym samym hamowany.

Jeżeli przyjmiemy, że w przypadku kobiet szturm na męska szafę zaczął się od założenia spodni, to nie trudno wykoncypować, co mogłoby zapoczątkować analogiczny szturm mężczyzn na szafę damską. Niestety żadna analogia tu nie funkcjonuje - głównie z dwóch powodów. Po pierwsze mężczyźni już kiedyś nosili spódnice masowo, a po drugie ubiegłowieczna rewolucja, w wyniku której panie zaczęły nosić spodnie, wpisywała się w silny ruch emancypacyjny. Założenie spodni było symbolicznym zrównaniem praw kobiet i mężczyzn. Moda w tym przypadku odpowiedziała jedynie na pewną wyraźnie wyartykułowaną przez kobiety potrzebę a dalej było już z górki. Ze spódnicami dla panów sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, bo jak na razie nie ma na to społecznej zgody. Klimat jest skrajnie niesprzyjający i wydaje się, że zmiany nie nastąpią szybko. Współczesny facet drży na myśl o tym, że ktoś mógłby uznać go za zbyt mało męskiego w jakimkolwiek aspekcie jego życia - strój jest tu czubkiem góry lodowej. Z drugiej strony feminizacja męskiego stroju jest procesem, który pomimo wspomnianego hamowania jednak postępuje. Wiele konstrukcyjnych rozwiązań wykorzystywanych w projektowaniu na potrzeby pań znajduje zastosowanie w projektach dla panów - również tych z masowej produkcji. Mam tu na myśli wszelkiego rodzaju zabawy z talią, z długościami, łączenie materiałów a także mieszanie różnych konwencji. Zatem być może rewolucja na miarę tej z ubiegłego wieku trwa na naszych oczach, tylko jakościowo jest nieco inna (bo inne są okoliczności) i w związku z tym zamiast rozpocząć się od założenia spódnic przez mężczyzn, roztropnie pozostawia to na swój finał.

Kreatorzy mody od zawsze dzielili się na dwie kategorie - linię podziału wyznacza stosunek do ustalonych w modzie konwencji. Po jednej stronie stoją Ci, którzy respektując te konwencje i tym samym podporządkowując się ograniczeniom jakie one niosą, stają na rzęsach, żeby w ramach tych konwencji stworzyć coś ciekawego. Po stronie przeciwnej stoją Ci, dla których celem nadrzędnym (często wręcz jedynym sensem działalności) jest kontestacja zastanych konwencji i w efekcie próba przezwyciężania towarzyszących im ograniczeń. Choć pierwsza kategoria posiada bardzo silną reprezentację (i to dobrze, bo moda potrzebuje tego typu kreatorów), to jednak za sprawą tej drugiej, zdecydowanie mniej licznej kategorii przemysł się rozwija, udowadniając jednocześnie, że jego rola nie musi ograniczać się jedynie do odpowiedzi na pytanie czy "fioletowe buty można założyć do zielonej sukienki".

Konwencja polegająca na tym, że spodnie są dla panów a spódnice dla pań może posłużyć jako bardzo dobre kryterium różnicujące współczesnych projektantów na tych z pierwszej i tych z drugiej kategorii. Różnicować należy jednak z rozwagą. Oto dwa przykłady.

We wrześniu 2008 roku podczas pokazu jednej ze swoich wiosenno-letnich kolekcji po raz pierwszy w spódnicy pokazał się sam Marc Jacobs (co więcej od tego czasu robi to z podziwu godną regularnością i konsekwencją). Doniosłość tego wydarzenia w kontekście przełamywania wspomnianej konwencji dość łatwo jednak zdeprecjonować, jeśli przyjrzymy się mu nieco bliżej.
Spódnica, którą zakłada Jacobs jest silnie wzorowana na szkockim kilcie (czyli spódnicy relatywnie najbardziej męskiej spośród wszystkich spódnic), ponadto zazwyczaj w super bezpiecznym czarnym kolorze (choć zdarzyła się też taka, która była pokryta szkocką kratką [sic!]). Taką spódnicę Jacobs łączy z ultraklasyczną, gładką koszulą i sandałami-gladiatorkami. W efekcie dostajemy bardzo klasyczny zestaw, który należy ocenić (oderwawszy się na chwile od kulturowych uwarunkowań stygmatyzujących faceta w spódnicy) jako bardzo racjonalną, stonowaną i w gruncie rzeczy mało odkrywczą propozycję. Marc Jacobs czuje, że zakładając spódnicę jedzie po tzw. bandzie i dlatego robi to z dużym wyczuciem i ostrożnością - jakkolwiek sama spódnica musi zostać tu uznana za wybór kontrowersyjny, to już cały zestaw kontrowersyjny nie jest w ogóle. Ten przykład pokazuje, że nawet ktoś taki jak Marc Jacobs uznaje siłę konwencji. Żeby postawić w tym miejscu kropkę nad i, wystarczy dodać, że Jacobs nie projektuje spódnic dla panów (sam zakłada spódnice m.in. z kolekcji Comme des Garçons), a nawet więcej - na pytanie czy zamierza, odpowiada zdecydowanie, że NIE, co w ustach mainstreamowego projektanta brzmi dość wymownie. Daje tym samym jasno do zrozumienia, że projektantowi wolno jednak więcej niż reszcie gawiedzi.

I rzeczywiście, pomimo tego, że spódnice od pewnego czasu pojawiają się na męskich wybiegach nie tylko za sprawą Marca Jacobsa (Jean-Paul Gaultier, Yohji Yamamoto, Comme des Garcons, Rick Owens, John Galliano, Yves Saint Laurent czy Alexander McQueen, jeśli ograniczymy się do tych najbardziej znanych marek), to upłynąć musi jeszcze trochę czasu zanim gawiedź się do nich przekona i zacznie traktować jak poważną propozycję. Tak jak wspominałem będzie to prawdopodobnie ostatni akt lub nawet epilog rewolucji. W oczekiwaniu warto się przyjrzeć aktom wcześniejszym, które rozgrywają się na naszych oczach. A tu ogrom pracy u podstaw wykonuje Prada - mistrzyni w przełamywaniu genderowych stereotypów (szczególnie tych dotyczących panów), niestrudzenie, wciąż od nowa podejmująca wysiłek stworzenia spójnej logicznie i estetycznie koncepcji. Konwencja jest dla niej niewiarygodnie plastycznym materiałem do eksperymentów, z których jednak każdy posiada profesjonalnie napisany konspekt. Przez to facet, który ubiera się u Prady jest w pełni świadomy gry, jaka ma tu miejsce. Żeby przypomnieć tylko kilka ostatnich sezonów, mieliśmy już do czynienia z luźnymi t-shirtami o długości pozwalającej zakwalifikować je do kategorii sukienek przed kolano noszonych w taki sposób, aby to skojarzenie było natychmiastowe. W tym samym sezonie - ultrakobiecy kształt dekoltu swetrów, podkreślający rozpiętość ramion i eksponujący szyję. W kolejnym ciekawie skonstruowany gorset lub nawet dwuczęściowy kostium zakładany na bardzo klasyczne części garderoby, fetyszyzujący określone partie męskiego ciała. Wreszcie zabawy wokół męskiej talii - tutaj Prada pozwala sobie chyba na najwięcej. W najnowszej kolekcji na przykład na taliowane w bardzo kobiecy sposób swetry o zredukowanej długości, dające tym silniejszy efekt warstwowości. Wszystko to jak zawsze podane bez silenia się na sztuczną kontrowersyjność. Kontestacja konwencji poprzez bardzo czytelne i przemyślane chwyty, owocująca rozwiązaniami błyskotliwymi a często wręcz genialnymi. I to chyba najwłaściwsza droga, jaką współcześnie mogą podążać projektanci.

Moda, która nadal próbuje przestrzegać rygorów konwencji, na naszych oczach zjada swój własny ogon. Prawda jest bowiem taka, że jeżeli moda wyznacza sobie jakieś granice, to tylko w tym celu, żeby w końcu je przekroczyć. Granica płci przekroczona została już nie jeden raz, ale jeszcze nigdy na tyle pewnym krokiem, by móc uznać ją za otwartą. Wciąż nie są sprecyzowane przepisy graniczne, przez co w dużej mierze aktem przekraczania rządzi przypadek. Konieczne są pewne regulacje.
Konwencja klasycznie męskiego stroju jest tymczasem na wyczerpaniu - właściwie nie można w jej zakresie wymyślić już nic nowego Naturalną drogą dla mody męskiej wydaje się zatem ta zmierzająca w kierunku damskiej szafy, bo tam najłatwiej o nowe pomysły. Na razie trzeba podążać tą drogą na tyle ostrożnie, aby "prawdziwy" mężczyzna nie miał szansy zorientować się, co jest grane, albo przynajmniej mógł spokojnie udawać, że się nie orientuje. Z czasem (miejmy nadzieję) "prawdziwy" mężczyzna stanie się prawdziwym mężczyzną i jak na takiego przystało zaakceptuje swoją nową szafę bez marudzenia. Tak naprawdę to nie będzie miał wyjścia.






































Zdjęcia pochodzą z dwóch blogów: Still in Berlin i A shade view of fashion, które przy tej okazji szczerze polecam.

2 komentarze:

Wenden pisze...

Fantastyczny post.

Bardzo przypadło mi do gustu stanowisko dyrektorów kreatywnych H&M w tej sprawie, którzy w wiosennej linii Trend umieścili tradycyjny kilt męski.

Zaś sama idea jego noszenia jak najbardziej wpisuje się w granice estetyki - przynajmniej w moim mniemaniu. I jak sam wspomniałeś, w gruncie rzeczy wydaje się poniekąd banałem :)

Anonimowy pisze...

To coś tylko nazywa się kiltem, a tak na prawdę jest to skort, w dodatku sprzedawany wyłącznie w kilku krajach w wybranych sklepach. Mężczyźni zwyczajnie nie chcą powracać do tradycyjnych strojów, wolą dostać raka prostaty, zeby tylko się w spódnicy nie pokazać. Ja bym też zbytnio na projektantów nie czekał. Pokazują modeli w spódnicach, ale nie są one (te spódnice) przewidziane do sprzedaży. L:epiej zająć się kiltami. Na Zachodzie są one coraz popularniejsze (wcale nie w Szkocji, tylko w Niemczech, Francji i USA). Ciekawym rozwiazaniem (choć na razie nioe na polskie warunki ze względów finansowych i społecznych) są kilty nowoczesne, uzytkowe itp.
Polecam:
http://www.youtube.com/watch?v=3_S7kTez-_I
http://vids.myspace.com/index.cfm?fuseaction=vids.individual&VideoID=34137055
pzdr strikemaster

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...