czwartek, stycznia 29, 2009

Z innej beczki, a tak naprawdę to wcale nie z takiej innej.

W ubiegłym tygodniu zakończyły się Mistrzostwa Europy w Łyżwiarstwie Figurowym (nie znoszę słowa "łyżwiarstwo" - połączenie w jednym wyrazie literek 'ł', 'ż' z końcówką '-rstwo' musiało dać koszmarny efekt - dużo lepiej to brzmi po angielsku: European Figure Skating Championships, ale nieważne). Ta dyscyplina sportu, jak żadna inna, dostarcza co roku całą masę kuriozalnych pomysłów ubraniowych. Oczywiście jest jasne, że są to przebrania i że w takich kategoriach należy je oceniać (dodatkowo ogranicza je wymóg konstrukcyjny polegający na tym, że mają nie utrudniać jazdy na łyżwach, ale z tym to akurat różnie bywało), natomiast nie zmienia to faktu, że w wielu przypadkach ludzie projektujący te kostiumy wyrządzają prawdziwą krzywdę po kolei łyżwiarzom, sobie i swojej reputacji, a w końcu także publiczności. Ale spokojnie - nie zamierzam bynajmniej umieszczać tu zdjęć tego typu i się nad nimi pastwić, tym bardziej że przypadkowymi gośćmi na moim blogu bywają ludzie obcojęzyczni, którzy mogliby wówczas pomyśleć, że promuję podobne "zjawiska". Zrobię coś wprost przeciwnego. Podam przykład przebrania bardzo ciekawego i to zarówno pod względem konstrukcji jaki i wykończenia, ale też samego pomysłu. Oto zdjęcia:






Oczywiście chodzi mi o to, co ma na sobie kobieta (partnerujący jej facet robi tutaj tylko za tło). Ta sukienka jest naprawdę czymś godnym uwagi - przemyślana konstrukcyjnie i bardzo w klimacie prezentowanego tańca, ale jednocześnie przełamująca kolorem i wykończeniem konwencję, w którą wpisuje ją fason. Dla osób niezorientowanych i tych, które nie mają zamiaru, pomimo mojej zachęty, oglądać filmiku z programem tej pary, wyjaśniam, że sukienka ma "dwa oblicza" (co zresztą sugerują same zdjęcia) i co ciekawe obydwa oblicza są w równym stopniu dopracowane i urokliwe.
Tak naprawdę jednak za ostateczny, bardzo dobry efekt odpowiedzialne są tu genialne okulary (nie przypominam sobie pary, która zastosowałaby taki "gadżet" wcześniej) - oczywiście lekko za duże, ale to na potrzeby show i żeby ludziska spod sufitu areny też je zauważyli. Ten prosty dodatek urządza cały 'look' - brawa dla pomysłodawcy.
Skoro już tak oceniamy, to przyczepić się można i trzeba do długości rękawiczek - powinny być albo bardzo krótkie (tak byłoby moim zdaniem najlepiej) albo dużo dłuższe - sprawiają wrażenie niedopasowanych, aczkolwiek uważam że w tym stroju są jak najbardziej konieczne.
No koniec jeszcze jedna uwaga. "Moda łyżwiarska" rządzi się kilkoma jak się wydaje niezmienialnymi regułami, wśród których szczególnie jedna jest wyjątkowo drażniąca. Polega ona mianowicie na tym, że partner po prostu musi mieć przypięty do koszuli (do spodni, do buta, do krawata, czy do czegokolwiek) przynajmniej skrawek sukienki partnerki (bo gdyby nie miał, to widzowie mogliby nie domyśleć się, że są parą). Od tej dającej często obleśne wizualnie efekty zasady odchodzą powoli Amerykanie i Kanadyjczycy - na starym kontynencie nadal jeszcze trudno o wyjątki. Prezentowana na zdjęciach para, choć w sposób bardzo dyskretny, to jednak poddaje się tej regule.

Na zdjęciach para taneczna Kristin Fraser i Igor Lukanin reprezentująca Azerbejdżan.
Filmik z ich programem jaki prezentowali w tańcu oryginalnym na tegorocznych Mistrzostwach Europy można obejrzeć tutaj.
Za pomoc w znalezieniu zdjęć dziękuję forumowiczom z walley.pl, a w szczególności Majce;-)

niedziela, stycznia 25, 2009

Brakujący komentarz

Już jakiś czas temu "natknąłem się" w internecie (na jakimś plotkarskim portalu) na żywo komentowane zdjęcia pani Magdy Mołek zrobione na jakiejś tam imprezie. Oczywiście nie trudno się domyśleć, że zamieszczane komentarze w przeważającej części były jednozdaniowe a często, z uwagi na brak orzeczenia, nie były nawet zdaniami ("blee", "o jezu ale porażka", żeby zacytować dwa najbardziej reprezentatywne). Postanowiłem pokazać klasę i pokusić się o prawdziwy komentarz. Wyrzeźbiłem kilka zdań złożonych podejmujących merytoryczną (w miarę moich możliwości) krytykę prezentowanej na zdjęciach stylizacji. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że mój komentarz z niewiadomych przyczyn nie może być dodany. Okazało się, że jest za długi, a twórcy portalu zwyczajnie nie przewidzieli, że moje zdanie może nie zmieścić się w jednym zdaniu. Zdenerwowałem się bardzo, ale szybko mi przeszło;-)
Teraz, kiedy mam własnego bloga i mogę umieszczać w internecie komentarze dowolnej długości, postanowiłem uzupełnić internet o ten brakujący komentarz;-)

Najpierw zdjęcie:



I komentarz:

Kogoś, kto ma takie warunki fizyczne jak pani Mołek, trzeba oceniać surowo. Tu się zdecydowanie za dużo rzeczy błyszczy - bo i sukienka, i buty, i torebka, i klamra przy torebce, i broszka, i bransoletka (ewentualnie zegarek - tak, to zegarek, ale wiadomo, że zegarek w stroju wieczorowym pełni rolę biżuterii, więc po części jest to też bransoletka). Na dodatek poszczególne "błyszczenia" nie są ze sobą zsynchronizowane (każda z wymienionych rzeczy chce być tą, która będzie przyciągała największą uwagę) i to sprawia, że ogólny efekt nie jest dobry. Tak krytykowane tutaj getry zaliczyłbym mimo wszystko na plus, bo są dowodem na to, że pani Mołek nie boi się zaryzykować, a to według mnie jest warunek konieczny do tego, żeby ubierać się dobrze. Rewelacyjna jest broszka - w ogóle uważam że pani Mołek ma bardzo dobre oko do broszek - widziałem na niej już przynajmniej kilkanaście świetnych. Osobiście kopertówka Vivienne Westwood mi się nie podoba, ale oczywiście jej kolor nie ma tu nic do rzeczy - dobieranie torebki pod kolor czegokolwiek to już zamierzchła przeszłość.

piątek, stycznia 23, 2009

A boy like me








"Drag king" w niespotykanie wyrafinowanym wydaniu - tego rodzaju sesja zdjęciowa z udziałem Tildy Swinton prędzej czy później po prostu musiała się odbyć. Prążkowana marynarka z rękawem 3/4 i ta w groszki - lekko wydłużana, taliowana - to prawdziwe perełki.

czwartek, stycznia 22, 2009

Wstyd się przyznać, ale naprawdę nie zauważyłem, że but z poprzedniego posta ma czerwoną podeszwę (na szczęście jest efcia;-) Gdybym zauważył, to oczywiście nie pozostawiłbym tego bez komentarza, a wyglądałby on mniej więcej tak:

Łączenie różowego z czerwonym jest zabiegiem ryzykownym i wymagającym odwagi (tym samym prezentowany but dostaje ode mnie dodatkowe punkty;-) bo generalnie ludzie są przekonani, że tak nie można - nawet pani w sklepie z koszulami Wólczanki na pytanie "jaki krawat do różowej koszuli?" odpowiada pośpiesznie "broń boże czerwony" (historia autentyczna). Osobiście byłem też świadkiem niepochlebnych komentarzy kierowanych pod adresem osób, które wpadły na "pomysł", żeby klomby przy odnowionym Krakowskim Przedmieściu obsadzić kwiatkami w kolorach różowym i czerwonym właśnie. Tymczasem jak nie można, jak można. Według mnie to połączenie jest genialne głównie dlatego, że "smakuje" jak zakazany owoc i przez to jest interesujące i intrygujące zarazem. Taki efekt otrzymamy zawsze łącząc zdecydowane kolory, obok których nie da się przejść obojętnie, a do takich zaliczyłbym i czerwony i różowy. W przypadku omawianego buta, połączenie to jest dodatkowo bardzo przemyślane - kolory zostały tu zestawione w taki sposób, żeby każdy z nich miał swoją własną przestrzeń. Tak można. Zresztą w jednym z przyszłych postów będę próbował przekonywać, że kolor różowy da się połączyć z pomarańczowym, i wtedy ten post stanie się dużo mniej kontrowersyjny.

niedziela, stycznia 18, 2009

Bez komentarza


Niektóre rzeczy, jak ta szpilka Christiana Louboutina, nie wymagają komentarza.

sobota, stycznia 17, 2009

Co dla Panów na wiosnę? Służę.

Jeśli chodzi o męskie kolekcje na tegoroczną wiosnę, to po wstępnym przejrzeniu, tego co proponują czołowe marki, jestem gotów oddać swój głos na propozycję Burberry Prorsum. Ten dom mody (niedawno obchodzący 150 rocznicę powstania) odkąd jego głównym projektantem został Christopher Bailey, przeżywa prawdziwy renesans. Umiejętne sparafrazowanie osławionej kratki, dało świetne rezultaty. Młody projektant potrafił na nieco podstarzałym fundamencie wybudować coś niezwykle nowatorskiego, świeżego i (nie bójmy się użyć tego słowa) cool, ale jednocześnie szanującego historię i tradycję tej wielce zasłużonej dla świata mody marki. Marki, która była i jest kwintesencją brytyjskości. Wspomniana kolekcja doskonale wpisuje się w ten obraz. Angielska melancholia (czasem przechodząca w smutek) została tu uzyskana głównie przy pomocy użytych kolorów (piękne są szczególnie zielenie i żółcie) oraz zastosowanych cieniowań i w niektórych przypadkach połyskujących materiałów zestawionych z matowymi. Za stylową nonszalancję odpowiadają świetnie skrojone marynarki zakładane na porozciągane i głęboko wydekoltowane cardigany - warstwowość najlepszego gatunku. Tradycji cześć oddają trencze i płaszcze, z których zawsze słynęła ta marka - w wydaniu na ten sezon w pięknych kolorach. Eleganckie, ale jednocześnie bezpretensjonalne są perfekcyjnie wykonane buty. No i te spodnie - wąskie, nieco przydługie, przez co marszczące się na całej długości, ale oczywiście z obowiązkowym kantem, np. te niebieskie - cudowne. A co jest cool? Cool są kapelusze;-)
Jak pisze Tim Blanks na portalu style.com nie należy zbyt serio traktować głębokich dekoltów odsłaniających dużą część klatki piersiowej - zostały one zastosowane po to, by nadać lekkości głównym elementom kolekcji, którymi jak podkreśla sam projektant - są trencze, płaszcze i kurtki. Efekt rzeczywiście został osiągnięty.
Ciekawostką jest fakt, że chyba jeszcze nigdy wcześniej kolekcja męska i damska tego domu mody nie były tak zintegrowane, tak silnie wzajemnie się inspirujące i przez to przenikające, co wyszło zdecydowanie na dobre obydwu kolekcjom. Taki zabieg może okazać się trendem na najbliższe sezony - nigdy wcześniej męska i damska moda nie były tak blisko siebie i wydaje się, że zbliżanie będzie wciąż postępować.

Slideshow ze zdjęciami całej kolekcji tutaj.

piątek, stycznia 16, 2009

Warstwy

Jeśli potrafisz ubrać się dobrze warstwowo, to znaczy, że potrafisz się ubrać dobrze. Oto dwa świetne przykłady:



Obie fotografie pochodzą z bloga The Sartorialist

wtorek, stycznia 13, 2009

Powrót Tildy w Wielkim Stylu;-)

Trudno o lepszy dowód na to, że Tilda jest odważna i nie boi się zaryzykować. Przypuszczam, że żaden stylista (przynajmniej na trzeźwo) nie zautoryzowałby tego pomysłu przed zobaczeniem efektu, a większość pewnie nawet i po. Wniosek stąd taki, że autorem pomysłu musiała być sama aktorka i tym większe uznanie jej się należy. Oczywiście zestaw ten jak zwykle w przypadku Tildy podzielił ludzi na zachwyconych i zniesmaczonych, ale jak już raz wyjaśniałem, tak to jest ze śmiałymi propozycjami.
Dlaczego ja należę do tych zachwyconych?
Po pierwsze to jest jeden z tych przypadków, w których Tilda oswaja "dziki" kolor, a nawet od razu dwa, a dokładnie - najdzikszy z dzikich żółty i kłopotliwy pomarańcz (w połączeniu wydawałoby się, że nie do okiełznania). Z takim wyczynem związana jest tego rodzaju odwaga, która według mnie zasługuje na najwyższy podziw;-) Po drugie sama kreacja jest bardzo ciekawa. Bo niby mamy tu do czynienia z tzw. damskim kostiumikiem - spódnica przed kolano plus żakiecik, ale kostiumik ten (Christian Dior Resort 2009) został maksymalnie "podrasowany" przez:
  1. kolor (znajdujący się na czarnej liście wielu stylistów i stąd też rzadko oglądany),
  2. dekolt żakietu - jego kształt i wykończenie rodem z kreacji haute couture,
  3. długość i kształt rękawów,
  4. przewiązanie w talii
Po trzecie wreszcie ten wyjątkowy damski kostiumik genialnie współgra z urodą Tildy - jej rudymi włosami i bladą cerą, co też może być sporym zaskoczeniem.
Dodać należy, że aktorka bardzo mądrze zrezygnowała z wszelkich dodatków (misternie zdobiony dekolt robi tu za naprawdę bogatą biżuterię) i umiejętnie dobrała buty, o których nawiasem mówiąc można by napisać oddzielnego posta.
Także podsumowując - jak dla mnie Tilda w najwyższej stylistycznej formie.


poniedziałek, stycznia 12, 2009

Wśród kolekcji na najbliższą wiosnę to mój zdecydowany faworyt.


Kolekcja domu mody Marni na wiosnę/lato 2009 pokazuje, że połączyć da się właściwie wszystko i to ze znakomitym efektem. Dzieje się tu naprawdę dużo - począwszy od kolorów, przez faktury, użyte tkaniny, na dodatkach (w tym genialnej biżuterii) kończąc. Trudno o bardziej subtelne wykorzystanie cały czas silnego trendu transparentności. Nie spotkałem się również nigdzie indziej z tak zdecydowanym sformułowaniem, na czym ma właściwie polegać ta słynna warstwowość. "Standing ovation" dla autorki kolekcji, którą jest Consuelo Castiglioni. Nie potrafię sobie odmówić jeszcze kilku(nastu) zdjęć biżuterii - Marni zawsze słynęło ze swoich oryginalnych dodatków do zawieszenia na szyi, ale to, co zostało stworzone na potrzeby tej kolekcji jest klasą samą dla siebie. Sami zobaczcie. O całej kolekcji (więcej i bardziej merytorycznie) jak zwykle tutaj.









Co Marc Jacobs zrobił z marką Louis Vuitton, za co oczywiście bardzo go lubię;-)



niedziela, stycznia 11, 2009

I znowu but.

Ale za to jaki. Tak, tak, wiem - w tym się nie da chodzić (na szczęście to nie mój problem;-)
Znów sekret tkwi w obcasie, którym w tym przypadku jest ciekawie wystrugany klocek. Dlaczego ciekawie? Bo niby mamy tu do czynienia z najzwyklejszą zwężaną "nóżką" od taboretu, ale jeśli przyjrzymy się dokładniej, w jaki sposób obcas połączony jest z podeszwą, to zauważymy, że nóżka ta została przycięta przy pięcie, co daje naprawdę bardzo ciekawy efekt zachwiania proporcji, a o to właśnie chodziło.
Ładne jest też umaszczenie buta - kolor + cieniowanie, no i to bezpretensjonalne połączenie go z pomarszczoną skarpetą. Rewelacja.

But pochodzi z kolekcji Burberry Prorsum na wiosnę/lato 2009, która inspirowana jest ogrodem, ale rozumianym niestereotypowo, bo jako miejsce, gdzie można się ubłocić, zamoczyć, generalnie utytłać, podrapać, a nawet skaleczyć i przez to w prawdziwy sposób poobcować z naturą. Po więcej odsyłam tutaj.

sobota, stycznia 10, 2009

Tilda Casual



Zanim przegląd tzw. odświętnych kreacji, w doborze których aktorka potrafi naprawdę poszaleć (już nie mogę się doczekać), kilka słów na temat jej stylu casual. Dwa zamieszczone zdjęcia pokazują z grubsza jaką koncepcje ma w tej kwestii Tilda: wygoda i swoboda przede wszystkim. Jak się jednak okaże w kolejnych postach, ta koncepcja przyświeca też wyborom większości odświętnych ciuchów aktorki (zakładanych na premiery, gale, rauty, bibki etc.), natomiast tym, co odróżnia jej styl na co dzień od stylu przeznaczonego na 'red carpet' jest widoczne umiarkowanie, i to zarówno w zestawieniu jako całości jak i w doborze detali. Świetnie to widać na zamieszczonych fotografiach - w obydwu przypadkach całość składa się z dość prostych, bardzo funkcjonalnych rzeczy. Buty, jeansy, obie sukienki, torebka (według mnie bardzo dobrze noszona) - wygodnie, swobodnie i bardzo umiarkowanie w zakresie kroju i koloru. Mimo to obydwa zestawy są bardzo stylowe, a to za sprawą dwóch detali: okularów (w przypadku pierwszego zdjęcia) i rękawów płaszcza (w przypadku zdjęcia drugiego). I na tym właśnie polega istota stylu casual. Na umiejętnym łączeniu rzeczy bardzo zwykłych i wykańczaniu całości jakimś wyrazistym detalem. Moje wielkie uznanie budzi również fakt, że Tilda, która generalnie potrafi oswoić właściwie każdy najdzikszy kolor i sprawić że będzie on na niej doskonale funkcjonował (o czym w przyszłych postach), tutaj całkowicie rezygnuje ze swych nadprzyrodzonych zdolności w tym zakresie i decyduje się na kolory oswojone już od wieków - to znacząca powściągliwość, która jest dla mnie ewidentnym dowodem na dużą świadomość aktorki w kreowaniu własnego wizerunku. Na uwagę zasługuje także umiejętne radzenie sobie z kolorem białym i jego pochodnymi, ale o tym też później.

czwartek, stycznia 08, 2009

Tilda i duet Rodarte

Słowo wstępne

Na prośbę efci, ale także dla własnej nieukrywanej przyjemności postanowiłem pokontynuować nieco wątek Tildy. Kontynuacja ta, ku mojej wielkiej radości, będzie obficie ilustrowana genialnymi zdjęciami, do których udało mi się dotrzeć w wyniku kilkudniowego "przeczesywania" sieci. Zgromadzone i wyselekcjonowane zdjęcia, z których każde prezentuje wizualną zjawiskowość Tildy podzieliłem w sposób jak najbardziej subiektywny na kilka kategorii i w ramach tych kategorii wraz z krótkim komentarzem będą one prezentowane w oddzielnych, systematycznie publikowanych postach.
Zanim jednak nastąpi uroczysta inauguracja, jeszcze kilka słów ogólnego wyjaśnienia.
Po pierwsze jestem świadom tego, że Tilda Swinton oraz jej styl ubierania się są z jednakowym zapałem podziwiane, co krytykowane (często wyjątkowo ostro i wulgarnie). I na to się nic nie da poradzić. Uważam wręcz, że obecność takiej właśnie krytyki jest najlepszym dowodem na "wielkość" tego stylu. Stylu, który opiera się na dużej odwadze, wyrazistości, pewności siebie, genialnej intuicji i jeszcze tym "czymś", co sprawia, że jedni ludzie stają się ikonami mody a inni nie;-). Stylu, którym aktorka manifestuje, że nie boi się zaryzykować, przekroczyć granice, podjąć walkę ze stereotypami czy nawet zakwestionować wszystko to, co wiąże się z tradycyjnym pojmowanie sformułowania "dobrze ubrany/a" (w moim słowniku: "dobrze ubrany/a" = "poprawnie ubrany/a" = "szkoda czasu, żeby poświęcać temu uwagę"; osobiście mam dosyć tych wszystkich gwiazd i gwiazdeczek co to zatrudniają sztaby stylistów, których głównym a często jedynym zadaniem jest ubrać wspomniane gwiazdy i gwiazdeczki, tak, by przypadkiem jakaś Felka siedząc przed telewizorem nie powiedziała "o la boga, jak ona się ubrała!").
Takim zachowaniem Tilda Swinton prowokuje i tym samym przysparza sobie oczywistych wrogów - tak już niestety jest ten świat urządzony. Awangarda doceniana jest w pełni z pokoleniowym opóźnieniem i tak mam nadzieję będzie z Tildą, która oczywiście w charakterystyczny dla siebie sposób "ma to gdzieś".
Po drugie, żeby była jasność, nie jest moim celem przekonywać kogokolwiek o wielkości stylu Tildy Swinton - to się albo czuje albo nie - ale chciałbym (chyba głównie na własne potrzeby) spróbować zanalizować tę wielkość.

Zatem do dzieła.

Sedno postu

Rodarte czyli siostry Kate i Laura Mulleavy to z całą pewnością przyszłość modowego przemysłu. Odkąd zaistniały (z "niewielką" pomocą samej Anny Wintour), mają świetną prasę i uznanie wśród fashion victims. Sekret tej marki tkwi w genialnym pomyśle uzupełnionym perfekcyjnym wykonaniem. Siostry projektują rzeczy piękne, ale piękne nie w sposób banalny, tylko finezyjny i to finezyjne piękno wyczuwalne jest w każdym detalu. Tilda od razu wiedziała, że to coś dla niej - zdjęcia mówią same za siebie, więc no (more) comment;-)






O kolekcji, z której pochodzi większość prezentowanych na zdjęciach przez Tildę ciuchów można posłuchać i poczytać tutaj.

P.S. Czyż te buty nie są cudowne?!?

poniedziałek, stycznia 05, 2009

Tilda Swinton



Kobieta Zjawisko a może nawet słuszniej byłoby napisać po prostu Zjawisko, gdyż aktorka obdarzona hermafrodytyczną urodą (trudno o coś bardziej oryginalnego a przez to pociągającego we współczesnym świecie mediów), czyni z tego swój atut i doskonale go wykorzystuje zarówno wybierając role jak i świadomie kreując swój wizerunek. Gra, bawi się, zachwyca, ale też szokuje i wprawia w zakłopotanie czy konsternację (co poniektórych) niedookreślonością swojej płci, dając do myślenia i pokazując, że może nie warto się tak do końca upierać przy tym, żeby płeć zawsze dookreślać. Ale to już temat zbyt poważny jak na banalnego bloga. Marzy mi się, żeby ktoś taki, jak Tilda Swinton został w przyszłości wykreowany na ikonę naszych czasów (albo przynajmniej czasów naszych dzieci). Tak czy inaczej o tym Zjawisku zostanie z pewnością napisana niejedna książka.

Na zamieszczonych fotkach zjawiskowa Tilda Swinton w zjawiskowej kreacji od Lanvin, w której to odbierała Oscara za drugoplanową rolę w filmie "Michael Clayton". Ze wszystkich tekstów jakie napisano o tej sukience można by stworzyć sporych rozmiarów książkę; sama Tilda ograniczyła się jedynie do stwierdzenia, że sukienka jest bardzo wygodna. Także tak;-)

niedziela, stycznia 04, 2009

Dlaczego zaczynam swój blog od zdjęcia buta?


Bo to jest but wyjątkowy. I właściwie na tym mógłbym zakończyć ten pierwszy post (wiadomo, że pierwsze koty za płoty), ale może jeszcze wyjaśnię (dla niezorientowanych), dlaczego właściwie ten but jest wyjątkowy. Chodzi oczywiście o obcas, o to, jak został "udziwniony", ale również o to (może nawet przede wszystkim), jak to udziwnienie zostało wkomponowane w całość. A to już prawdziwy majstersztyk. Pomimo widocznej deformacji obcasa - deformacji bardzo przemyślanej i urokliwej samej w sobie - but zachowuje profil i proporcje eleganckiej "szpilki". To zaś sprawia, że o samym bucie nie powiemy już, że jest "udziwniony", ale właśnie "wyjątkowy". Nie jest łatwo uzyskać taki efekt i tym większe brawa należą się "konstruktorom".


But pochodzi z kolekcji Miu Miu na jesień/zimę 2008
i będzie się świetnie prezentował szczególnie w zestawieniu z prostymi i klasycznie eleganckimi ciuchami.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...